sobota, 18 października 2014

Wieczny wędrowiec - część ósma




Czułem się nieciekawie...zbliżały się wakacje i miałem na trochę wyjechać do Włocławka, a potem drugą turą na obóz harcerski zorganizowany przez dom dziecka.
Często też rozmyślałem o rudej zwanej wiewiórką, od której dostałem karteczkę w szkole na przerwie, bez słów, ale z wyrysowanym czerwonym serduszkiem.
Ona nie była z bidulca, ale ze wsi, ładnego i dużego gospodarstwa, usytuowanego dosłownie parę metrów od naszej szkoły. Była z innej klasy, jednak widywałem ją na przerwach i zawsze uśmiechała się do mnie.
Jej ojca znałem z ciężkiej ręki (nie tylko ja), gdyż wpadaliśmy często podczas długiej przerwy, na gruszki do ich ogrodu - mieli najlepsze w całej wsi...wiem , bo byliśmy już u każdego.   
Ale jednocześnie był to człek wrażliwy i denerwowało go jedynie, że kradniemy zamiast poprosić, a przy okazji rozwalamy mu grządki, więc kiedy sprawa się wyjaśniła, to zaprzestaliśmy tego procederu i po lekcjach wracając do bidulca, zatrzymywał nas często wręczając siatkę gruszek.

Nadszedł dzień świadectw...byłem zadowolony, bo tylko jedna trójka, a reszta czwórki i piony - zdałem do ósmej...upragnionej i długo wyczekiwanej klasy.
I wtedy wiewiórka spytała, czy mam ochotę przejść się z nią nad stawek.
W pobliżu był niewielki lasek i staw już mocno zarośnięty szuwarami (w tym lasku jest właśnie grób owego właściciela naszego pałacyku)

Właściwie nie wiem dlaczego nazwali ją ruda vel wiewiórka, gdyż w pełnym słońcu miała raczej złoto-brązowe włosy i parę ślicznych piegów.
Z coraz większą, nieukrywaną radością przyglądałem się jej i obserwowałem każdy, nawet najdrobniejszy gest.
Szczególnie miękły mi kolana, gdy się uśmiechała radośnie. Połaziliśmy po kniejach, pogadaliśmy i czas było wracać, albowiem w domu dziecka regulamin, rzecz święta i jego łamanie było karane...zazwyczaj kuchnia i mycie garów lub froterka w głównym hallu.
Od tej randki licząc, umawialiśmy się niemal codziennie i z każdym dniem coraz plastyczniej rysował mi się jej portret w moich snach.
Dotychczas była to jakaś bezosobowa fantazja, teraz nabierała kształtu i tęskniłem do jej głosu, uśmiechu i tego jej powalającego spojrzenia.
Zaczęliśmy trzymać się za rękę podczas spacerów, dotykać w przypadkowych, nieśmiałych jeszcze odruchach...no i tęsknić. (mimo, że przed kwadransem byliśmy właśnie na spacerze) - 
Trwało to dobre dwa tygodnie i zrezygnowałem pierwszy raz z wyjazdu do domu na wakacje, na rzecz wiewiórki...o imieniu Ala.
Było to dla mnie wówczas najcudniejsze imię pod słońcem. I wtedy spytała, czy przyjdę do niej do domu, gdyż rodzice wyjechali na dwa dni i jest sama z babcią. 
Bałem się, ta szkoła tak blisko i sklep, kościół i dom wójta...nic mi nie pasowało - wiedziałem, jak okoliczni mieszkańcy reagowali czasem na tych podejrzanych typków z bidulca (szatany czerwone, bez Boga) -  było jej smutno, więc zaproponowałem, że w niedzielę zrobię jej niespodziankę.
Tylko niech przyjdzie do nas, do domu dziecka.
Zgodziła się...nie wiem dlaczego wybrałem stodołę (było tyle innych dobrych miejsc), a może chciałem podświadomie odczarować to miejsce i tamtą sytuację z Pawełkiem.
Po południu około siedemnastej już siedzieliśmy w środku. Musiałem użyć tajnego wejścia (ruchomej deski), gdyż tego dnia woźny zamknął wrota na kłódkę.
Zaszyliśmy się dosłownie w tym sianku, niczym dwie małe myszki, odkrywaliśmy powoli, łagodnie, bez pośpiechu...całowaliśmy.

Jej język był zupełnie inny, gorący, czuły, nie taki, jaki pamiętałem ze zbliżenia z Pawełkiem. Pragnąłem tak bardzo jej dotyku i słów.
Byłem oczarowany jej urodą, delikatną skórą, ciepłem i zapachem. Miała cudowne piersi i pierwszy raz poczułem ich miękkość, aksamitną delikatność...byłem taki szczęśliwy - z trudem hamowałem łzy -
Na tych pieszczotach i głodzie naszych gorączkowych dłoni poprzestaliśmy...po czym zapadliśmy w głęboki sen.
Zbudziliśmy się bardzo późno i już było po wieczornym apelu i kolacji. Miałem jednak gdzieś karę, kuchnie, gary...itd.
Dla niej mogłem je szorować, nawet do końca wakacji. 

Jedna stodoła i dwa różne, diametralnie przeżycia, jakie zapamiętałem z tamtych lat.


ciąg dalszy nastąpi...

OSKAR




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz